Goście goście

Niekiedy jak mam usłyszeć, że będę mieć gości, to mnie krew zalewa. Nie dlatego, że nie lubię, ale powoli jestem przyzwyczajona, że należy powiadomić troszkę wcześniej, chociaż 1 dzień, a nie godzinę przed. No przecież ja też mam jakieś plany na niedzielę. Przecież teraz jest epoka komórek, czy smartfonów i można spokojnie zawiadomić, zapytać, czy nie mamy planów? W Niemczech nawet rodzina dzwoni i pyta się, o której mogą przyjść do chorego rodzica, by nie przeszkadzać w pauzie. Jest to nawet ciekawe, bo przecież oni zawsze mają otwarty wstęp i wcale nie muszą się pytać, tylko po prostu przyjść. Ja zawsze mam ciasto i kawę, więc jest OK, ale to miłe z ich strony.

Ubieranie w opiece

Ubrać podopiecznego rano po myciu, to czasami niezły wyczyn. Nie dość, że delikwent często się opiera i grymasi, to jakoś trzeba dać radę i się nie poddawać. A jeśli jeszcze nieźle waży, to często mamy serdecznie dosyć. No ale jak trzeba, to trzeba, przynajmniej albo sami się uczymy technik, albo pomagają nam pielęgniarki, dając rady. Nie zawsze przecież wyjeżdżamy i od razu wszystko wiemy. Musimy powoli się uczyć i nabierać wprawy. Najgorszy jest taki pierwszy wyjazd i wtedy się zaczyna nauka…. Potem jakoś już mamy wprawę i powolutku nabieramy rozpędu w pracy. Mnie się udało jakimś cudem i teraz chyba do przodu!

Podopieczni a warzywa

Często gęsto nasi chorzy chcą jadać jakieś gotowce z marketu. No nie, my też chcemy i musimy coś jeść, by mieć siły do pracy. Niektórzy chorzy wolą tę sztuczną żywność, ale my z domu jesteśmy nauczeni jedzenia nieprzetworzonego tylko takiego, jak uczyły nas babcie nasze i mamy. No w Niemczech nie zawsze to dobrze wygląda. Ja jakoś próbowałam wprowadzić warzywa ze względu na witaminy i inne rzeczy i tak jakoś miałam szczęście, że udało mi się chorego przekabacić na swoją stronę. Jak to się udawało, to do dzisiaj nie wiem, bo na początku męczarnia, a potem rodzina chciała przepisy, bo chory łapnął bakcyla i apetyt. Oni zresztą też…

Gry i zabawy

Niekiedy, będąc opiekunami lub opiekunkami stykamy się z rodzinną tradycją grania w różne gry i zabawy. Fajnie pracować, poprzez zabawy robić w zasadzie rehabilitację, bo wspomaga kondycję fizyczną chorego, albo grać w gry umysłowe typu szachy, karty, domino, czy jeszcze jakieś inne, np. w kości. Jest to swoista integracja z ludźmi, a w skrócie mówiąc z naszymi podopiecznymi. Mnie się to tylko raz zdarzyło, bo chory był po wylewie i akurat trzeba było mu pomóc na dwojaki sposób. Chodziliśmy  na początku po korytarzu, potem zamontowano tzw. „liftę”, czyli można go było przetransportować piętro niżej. Ale codzienne granie w „Chińczyka” dawało mi wiele wrażeń i wesołości.

Stare rzeczy

Jesteśmy opiekunami w Niemczech i spotykamy się z różnymi rzeczami na miejscu. Można trafić nawet na zabytkowe rzeczy, które nie są już potrzebne choremu i chcą nam to podarować. Za każdym razem jednak trzeba spisać umowę i tu pojawia się problem znajomości języka. Warto w tym momencie zrobić akt darowizny przy świadku lub adwokacie o ile chory jest poczytalny, a my dobrze pracowaliśmy. Ja tak myślę, że żaden Niemiec jakoś nie rzuci się na jakiś wielki prezent. Ot po prostu chce nam się odwdźwięczyć za pracę i dają nam jakiś drobiazg. Należy wtedy zwrócić szczególną uwagę i uważać, by rodzina nas nie podałą na policję.

Prywatność i spokój

Wiadomo, że w pracy jako opiekunka musimy także mieć jakąś przerwę czy mieć te dwie godziny w ciągu dnia dla siebie, ale nie pozwólmy sobie na przeszukiwanie swojego pokoju, w którym mieszkamy przez rodzinę. Jest to stresujące i deprymujące dla nas. No jakąś prywatność musimy mieć, a nie przeglądanie naszych rzeczy, jakbyśmy kradli na zawołanie. Przecież wszystko leży na wierzchu i można wykonać taką „kontrolę”, jeśli rodzina uważa to za stosowne i konieczne. Zawsze wtedy możemy zadzwonić na policję, albo po prostu się wynieść i nie wracać więcej. Nawet jakby była sprawa w sądzie, to najlepiej nagrać to na komórkę już za pierwszym podejściem i mieć dowód.