Pracując jako opiekunka spotykam się często z pracami domowymi, które wymagają innych rzeczy, a nie tylko włączenie pralki, czy suszarki, albo sprzątanie, bądź gotowanie. No wiadomo, że trzeba wymienić żarówkę. No to akurat łatwe. Gorzej jak przychodzi do naprawy sprzętu domowego. Kiedyś przestał mi pracować odkurzacz. Okazało się, że kabel nie stykał. Widocznie zmienniczka za bardzo naciągała przy odkurzaniu i się prawie że urwał. Mężczyzny w pobliżu zero i musiałam sama zajrzeć do środka. Na szczęście poradziłam sobie, naprawiłam przy podopiecznym, wyczyściłam go całego przy okazji i się udało! Moje zadowolenie było wtedy piękne, a mój choruszek wielce zadowolony z takiego pracownika.
Amciu i podopieczni
Jeść trzeba, żeby żyć, ale niektórzy żyją po to, by jeść. Są podopieczni, którzy kochają to i wymyślają sobie knajpki do odwiedzin. Tutaj na kawę i ciasteczko, tam z kolei na obiad + deser itp. Jeżeli idziemy razem na taką wyżerkę, to warto korzystać i uczyć się nowych smaków. Ja czasami korzystałam z obcych knajpek, jak miałam pauzę i szłam sobie np. do tureckiej, czy wietnamskiej, albo chińskiej, czy marokańskiej. Lecz najlepiej iść z kimś i wtedy dopiero jest fajnie. Poznałam różne jedzonka, ale najbardziej chyba polubiłam marokańską. Pamiętam, jak ją znalazłam i poprosiłam „babcię”, by tam pójść. Ona chętnie. I tak zaczęły się nasze spacery kulinarne…
Opieka i szkoła
Szkolenia czasami mamy jeśli musimy wyjechać do pracy, jako opiekuni na Stellę. Nie jest to łatwe, ale pierwsze koty za płoty. Jeśli nigdy nie pracowaliśmy w tym fachu, to najczęściej firma organizuje nam szkolenia i możemy się czegoś dla nas ciekawego dowiedzieć. Potem już jesteśmy zostawieni samemu sobie i musimy także sami sobie radzić. Jesteśmy wystraszeni, a czasem nieźle przerażeni. Wtedy dzwonimy co chwilę do firmy i pytamy się, jak postępować w konkretnych przypadkach i niestety musimy się uczyć cały czas. Jest nam wtedy ciężko, a w dodatku rozstanie z rodziną, czy nawet tęsknota za własnymi dziećmi. Nie jest łatwo wyruszyć w taką podróż.
Gimnastyka i opieka
W opiece musimy mieć dobrą formę do pracy. I tu zaczyna być temat gimnastyki. Wiadomo, że mamy być nawet i w nocy czynni, więc należy to jakoś rozwiązać i ćwiczyć codziennie, bo i dla nas będzie to dobre i dla ludzi, którymi się opiekujemy. Także musimy się uczyć gimnastyki lub rehabilitacji naszych podopiecznych. To także dobre doświadczenie, bo to jest jedyna okazja do nauki i pomocy sobie samemu w zawodzie. No przynajmniej ja tak myślę i uważam, że naprawdę warto się uczyć, ponieważ nam w rodzinie też trzeba będzie pomóc i my będziemy tymi mądrzejszymi, którzy mają najlepszą praktykę i wiemy, co robić…
Rynny i opieka
Żeby było śmieszniej, to w sumie jest to dobry układ. Nikt nigdy się nie zastanowił, by połączyć te dwie rzeczy na raz. Przynajmniej ja się z tym spotkałam, ale zupełnie przypadkowo. Tak sobie szłam z zakupów i obserwowałam domy w mieście na mojej Stelli i wtedy przyszło mi do głowy, że w zasadzie można porównać pewne rzeczy, ale trzeba wiedzieć dlaczego? Bo co ma piernik do wiatraka? No ale rynna, to takie miejsce, gdzie woda płynie w niej w trakcie deszczu i potem wylatuje przez tzw. rzygacz. I wtedy pomyślałam, że z nami też może się tak dziać. Napływamy deszczem, a potem musimy szybko spływać…
Pech a życie
Niektórzy w życiu mają pecha. Ja to nazywam Ph pięć i pół wedle reklamy w telewizorni. Opiekunki czasami też mają. Jadą na Stellę i spodziewają się dobrego zarobku, a niestety realia są inne i tu jest problem chyba. Mnie się też zdarzyło, że oficjalnie miałam się opiekować starszą panią, ale nikt mi nie powiedział, że będę musiała w zasadzie pracować 24 godz na dobę, a umowa przewidywała 8 godz z dwugodzinną przerwą. Jeśli ją miałam mieć, to oczywiście byłam wzywana, a jak wyszłam na spacer, to potem dostawałam opiernicz, że tak długo nie byłam. No kurczę, czy Niemcy myślą, że jesteśmy wyrobnikami i mogą z nami pogrywać, jak oni chcą??? Czyli turbo porwał, pech cię dorwał.
Poczta i co dalej?
W Niemczech poczta funkcjonuje, jak naprawdę niemiecka jakość. U nas jest nieraz śmiesznie, bo albo trzeba listonoszowi pomóc. Chociaż w Niemczech pierwszy raz mi się zdarzyło, że listonosz kwit do podpisu wypisywał na schodach wejściowych do domu. Ja z zaskoczenia otwieram drzwi i wesoło się pytam, czy on tak zawsze robi? Zaskoczenie go przerosło i zmieszany przeprosił i wytłumaczył, że zapomniał wypełnić formularza i tylko adres mu przypomniał. Uśmialiśmy się oboje razem z tej sytuacji i potem było mi miło, jak z drugiej strony ulicy krzyczy listonosz do mnie „dzień dobry!” i czy wszystko u mnie jest dobrze? I to jest najprzyjemniejsze, kiedy jesteśmy w Niemczech i mamy dobre serce i jesteśmy mili dla innych…
Straszaki i strachliwi
Monstrum to taki straszak, a my jesteśmy strachliwi. Na Stelli jest przeważnie takie coś, że często to my jesteśmy straszakami, a podopieczni są strachliwi. W przypadku demencji początkowej, to naprawdę dość ciężko, ponieważ sami mamy problemy z nauką tej sytuacji, potem się przyzwyczajamy i jakoś nam to idzie. Jednym słowem nie zawsze tak jest, że od razu wchodzi się w te „kloce” i leci się do pracy. Zdarza się, że nawet taki człowiek się na nasz widok wystraszy i pełna panika, u niego i u nas na raz. Pewnie dlatego, że my się opiekujemy, a ten ktoś ma nas za opiekunów i tak sobie razem musimy żyć.